Translate

sobota, 30 maja 2020

Stempelki na paznokciach

Dzisiaj podczas porządków w moich kosmetykach wpadł mi w ręce mój długo nieużywany zestaw do robienia stempelków na paznokciach. Od razu dostałam weny twórczej i stwierdziłam, że zrobię sobie wymyślny manicure. Ostatnimi czasy malowałam sobie paznokcie tylko przezroczystą odżywką, ponieważ więcej czasu spędzałam w domu, więc nie opłacało mi się malować paznokci kolorowymi lakierami. Nie chciałam jednak wyjść z wprawy malowania paznokci więc wzięłam się za ich wygląd. Nawet jeśli teraz siedzę w domu stwierdziłam, że zrobię sobie manicure dla samej siebie, żeby poczuć się lepiej.



Wracając do moich stempelków na paznokciach, chciałam pokazać krok po kroku jak je zrobiłam. Niektórym może się wydawać, że jest to coś bardzo skomplikowanego, jednak tak naprawdę jest to tylko parę łatwych kroków, dzięki którym można mieć ładny i oryginalny manicure. Sposób stemplowania paznokci jest taki sam dla manicure zwykłego jak i hybrydowego. Z racji, że wolę zwykły manicure, zaprezentuję jak to u mnie wygląda przy pomocy zwykłych lakierów.

Na początku maluję paznokcie (mój sposób malowania paznokci można zobaczyć tutaj).
Dwa paznokcie, czyli paznokcie podkładowe maluję, tak, żeby były pomalowane na inny kolor (lub więcej paznokci, zależy na ilu paznokciach chce mieć stempelek).
Drugi kolor powinien być takiego samego koloru jakiego będą stempelki.
Paznokcie muszę być pomalowane na dwa kontrastowe kolory, inaczej stempelek może być mało widoczny.
Kiedy lakier na paznokciach całkowicie wyschnie, przechodzę do stemplowania.

Mój zestaw do stemplowania zamówiłam z AVONU, było to dość dawno dlatego nie ma go w obecnym  katalogu, ale można podobny go kupić w różnych drogeriach lub w sklepach internetowych. Zestaw składa się z blaszki z wzorkami, stempelka i zdrapki do lakieru.


Wybieram sobie wzorek jaki chcę mieć na paznokciach. 

Wybieram lakier do stemplowania taki, który jest gęsty i pokrywa paznokcie najlepiej za jednym pociągnięciem. Wśród moich lakierów jednym z najlepszych jaki się do tego nadaje jest żelowy lakier z WIBO.

Dokładnie maluję tym lakierem cały wzorek na blaszce

Biorę zdrapkę i zdrapuję nią nadmiar lakieru z blaszki.

Mniej więcej tak to wygląda.

Biorę stempelek, który musi być dokładnie czysty i przyciskam go mocno na pomalowany wzorek na blaszce.

Wzorek musi się cały dokładnie odbić na stempelku.

Stempelkiem odbijam mocno i dokładnie wzorek na jednym paznokciu, a następnie w ten sam sposób odbijam stempelek na drugim paznokciu.

Na końcu maluję paznokcie lakierem nabłyszczającym. Używam do tego lakieru utwardzającego z  AVONU. Maluję nim paznokcie przed oraz po odbiciu wzorku. Tak mocno utwardza paznokcie, że nawet jeśli wzorek źle się odbije to można delikatnie zmyć ten wzorek z pomalowanego paznokcia nie zmywając przy tym lakieru podkładowego. Przed nałożeniem tego lakieru na paznokcie trzeba poczekać aż wzorki dokładnie wyschną, inaczej lakier ten rozmaże je i cała praca pójdzie na marne (nie raz z tego powodu dostawałam załamania nerwowego :).

Tak wygląda efekt końcowy.

Wzorek idealnie pasuje do mojej ulubionej bransoletki.

A Wy robicie sobie stempelki na paznokciach? 
Czy może wolicie zwykły manicure?
Czy może nie malujecie swoich paznokci?





czwartek, 28 maja 2020

Peeling do twarzy Lirene Make Me Fresh

Regularne wykonywanie peelingu jest bardzo ważne podczas pielęgnacji skóry twarzy oraz całego ciała. Poprzez złuszczanie martwego naskórka można zapobiec zatykaniu się porów, powstawaniu trądziku, a nawet zmarszczek. Peeling twarzy to nie tylko sposób na dokładne oczyszczanie skóry, można się przy tym również zrelaksować wykonując delikatny masaż twarzy.


Peeling do twarzy Lirene Make Me Fresh 75 ml
zakupiony z Hebe za 16,99 zł

Jakiś czas temu podczas zakupów w Hebe odkryłam drobnoziarnisty Peeling do twarzy Lirene Make Me Fresh. Kupiłam ten peeling, ponieważ byłam ciekawa działania jego egzotycznych składników takich jak Yuzu i pestek liczi. Yuzu jest rośliną cytrusową która, zawiera bardzo dużo witaminy C. Zazwyczaj staram się wybierać kosmetyki zawierające tę witaminę ze względu na to, że wyrównuje ona koloryt skóry. Z kolei pestki liczi delikatnie złuszczają martwy naskórek. Peeling Lirene jest prawie wegański, ponieważ 97%  jego składników jest pochodzenia naturalnego.

Szczegółowy opis.

Szczegółowy skład.

Peeling do twarzy Lirene Make Me Fresh ma ładny orzeźwiający zapach. Jest idealny na letnie dni. Zalecany jest do skóry suchej i normalnej, więc nadaje się do oczyszczania mojej twarzy. Należy kolistymi ruchami masować nim twarz przez około 2-3 minuty (ja nigdy nie liczę minut, masuję jakiś czas, aż stwierdzę, że moja skóra jest już dokładnie oczyszczona). Trzeba delikatnie masować twarz, ponieważ bo zbyt mocnym masowaniu miałam czerwone plamy na skórze.

Peeling ma drobne ziarenka, które delikatnie złuszczają naskórek.

Należy stosować ten peeling dwa razy w tygodniu. Niestety łatwo o tym zapomnieć... W związku z tym na skórze odkłada się dużo martwego naskórka oraz zatykają się pory, co z kolei powoduje niekorzystny wygląd skóry twarzy (dlatego często ustawiam sobie w telefonie przypomnienie o tym). Peeling należy stosować na skórę zdrową bez żadnych podrażnień. Nie powinno się stosować peelingu codziennie, ponieważ mogłoby to spowodować podrażnienia na skórze. Najlepiej zastosować peeling przed nałożeniem maseczki, ponieważ otwiera pory, dzięki czeku maseczka lepiej się wchłania. Lepiej jest również wykonywać peeling przed pójściem spać, ponieważ podczas snu kosmetyki bardziej się wchłaniają w skórę. 

Wygodne opakowanie w postaci tubki ułatwia stosowanie peelingu.

Zakup Peelingu do twarzy Lirene Make Me Fresh uważam za udany i pewnie kupię go jeszcze (chyba, że moją uwagę przyciągnie inny peeling o równie ciekawym składzie). Mam po nim ładną i wygładzoną skórę oraz jest przyjemny w użyciu, bo ładnie pachnie.

A Wy stosowałyście już ten peeling?



wtorek, 26 maja 2020

Makijaż pod okulary

Moja krótkowzroczność towarzyszy mi przez większość mojego życia. Zawsze bardzo nie lubiłam chodzić w okularach, wydawało mi się że wyglądam w nich gorzej. W szkole zawsze musiałam mrużyć oczy żeby cokolwiek widzieć z tablicy. Kiedy zdiagnozowano u mnie krótkowzroczność byłam tak twarda że wolałam mrużyć oczy i wytężać swój wzrok niż założyć okulary. W końcu moja wada wzroku tak się pogłębiła, że przełamałam się i zaczęłam zakładać okulary w miejscach publicznych. Kiedy zaczęłam pracować, zainwestowałam w soczewki kontaktowe. Zakładam je, kiedy chodzę do pracy lub kiedy szykuje mi się ważne wyjście. Jednak ostatnimi czasy, kiedy więcej czasu przebywam w domu, chodzę przeważnie w okularach. Żeby w końcu poczuć się w nich dobrze opracowałam makijaż, który podkreśla oczy w okularach. Szkła  krótkowidza pomniejszają oczy, więc miałam wielkie wyzwanie. 


To będzie na tyle historii mojej krótkowzroczności. Teraz chciałbym pokazać jak wykonuję mój makijaż pod okulary. 

Krok pierwszy: Matowy wygląd skóry i pozbycie się przebarwień.

Smaruję twarz pokładem matująco-wygładzającym z firmy AA
Maskuję cienie pod oczami korektorem z firmy Alterra
Biorę do ręki pędzelek do nakładania pudru z z firmy AVON 
i osypuje twarz sypkim bananowym pudrem do twarzy z firmy HEAN LUXURY

Kiedy moja twarz jest już matowa, cienie i inne przebarwienia są już zamaskowane, przechodzę do następnego etapu.

Krok drugi: Stylizacja brwi.

Używam do tego zestawu do stylizacji brwi z firmy AVON

Dokładnie podkreślam łuki brwiowe i inne ubytki w brwiach.

Krok trzeci: Malowanie powiek.

Użyłam do tego poczwórnych cieni do powiek z firmy AVON 
(jak widać używam ich dość często)
oraz trzy przydatne pędzelki: ze ściętym włosiem (do rysowania kresek na powiece), z grubszym włosiem (do blendowania cieni) i cieńszym włosiem (do nakładania cienia), kupionymi w przypadkowych sklepach.
Gąbczastego pędzelka do brwi załączonego do cieni nie używam.

Najciemniejszym cieniem maluje kreskę na dolnej powiece zewnętrznego kącika oka tak, żeby razem z zakończeniem brwi tworzyła kąt prosty oraz żeby była przedłużeniem dolnej powieki.
Najjaśniejszym cieniem maluję kreskę w wewnętrznym kąciku oka.
Używam do tego pędzelka ze ściętym włosiem.

Tym samym jasnym kolorem maluję zwykłym pędzelkiem do nakładania cieni całą ruchomą powiekę do granicy wyznaczonej ciemniejszą kreską.

Tym samym pędzelkiem, ciemniejszym kolorem maluję zewnętrzny brzeg ruchomej powieki oraz jej załamania
(mniej więcej tak jak na zdjęciu, nie to musi namalowane prosto).
 
Na całym załamaniu powieki rozcieram ten ciemniejszy cień pędzelkiem do blendowania (czyli robię tym pędzelkiem małe kółeczka na załamaniu powieki).

Na ruchomej powiece, zwykłym pędzelkiem nakładam perłowy cień, w celu połączenia ciemniejszego i jaśniejszego odcienia.

Krok czwarty: Kreska na górnej powiece.

Biorę do ręki diamentową kredkę do oczu z firmy AVON.
  
Maluję kredką kreski na górnej powiece tak żeby ich zakończenie tworzyły kąt prosty z zakończeniem brew i pokrywały się z narysowaną wcześniej przeze mnie kreską, która jest przedłużenie dolnej powieki.

Krok piąty: Podkreślenie rzęs

Biorę do ręki pogrubiający tusz do rzęs z firmy AVON.

Dokładnie maluję nim rzęsy górne i dolne. Staram się nie używać wydłużającego tuszu do rzęs, ponieważ zawsze czuję jak tusz ten ociera mi się o okulary.

Krok szósty: Rozświetlenie twarzy.

Na końcu rozświetlam twarz rozświetlaczem z firmy  WIBO przy pomocy pędzelka do konturowania twarzy z firmy For your Beauty.

Dokładnie podkreślam łuki brwiowe i kości policzkowe.

Efekt końcowy.

Zakładam okulary.


Mimo opracowanego makijażu nadal lepiej się czuję kiedy mam w oczach soczewki. Niestety pod koniec dnia zawsze czuję dyskomfort, kiedy mam soczewki cały dzień. Czasem, że nie opłaca się je zakładać, tym bardziej teraz jak większość czasu siedzę w domu. Dlatego mam zawsze w pogotowiu moje kosmetyki i maluję nimi oczy tak żeby były większe i bardziej wyraziste. Dzięki temu pogodziłam się z moją wadą wzroku.

Mam nadzieję, że w dość prosty sposób przedstawiłam mój sposób na makijaż oczu pod okulary.





niedziela, 24 maja 2020

Hydrożelowe płatki pod oczy EFEKTIMA

Przyszedł czas na domowe spa, kiedy to po ciężkiej sobotniej nocy trzeba się zregenerować. Co prawda, nie szykuję mi dzisiaj żadne wielkie wyjście, ale pomyślałam, że dobrze będzie jeśli przetestuję mój nowy zakup, czyli Hydrożelowe płatki pod oczy z firmy Efektima. Napomniałam już o nich w poprzednim poście, w którym było trochę teorii, jednak teraz wolałabym przejść do praktyki (jeśli komuś coś umknęło, i jest ciekaw dlaczego i za ile kupiłam te płatki to zapraszam tutaj).


Efektima Hydrożelowe platki pod oczy
 
W ostatnim czasie przynajmniej raz w tygodniu używam tego typu płatków pod oczy. Wcześniej miałam hialuronowe płatki z firmy L'Biotica. Byłam z nich zadowolona, jednak pomyślałam, że tym razem przetestuję płatki pod oczy z innej firmy również z kwasem hialuronowym, ponieważ kwas ten jest jednym z moich ulubionych składników zawartych w kosmetykach. Długotrwale nawilża i spłyca zmarszczki. Używam również kremów do twarzy i serum do ust z tym kwasem.


Jak widać na zdjęciu, płatki są bardzo nasączone kwasem hialuronowym, który wręcz wylewa się z opakowania, więc przy otwieraniu trzeba uważać.


Hydrożelowe płatki pod oczy z firmy Efektima zaleca się stosować 2 razy w tygodniu. Aby zwiększyć ich działanie trzeba włożyć je do lodówki, jednak niestety łatwo o tym zapomnieć (tym razem na szczęście pamiętałam).  Po dokładnym oczyszczeniu i spryskaniu tonikiem twarzy, nakładam płatki pod oczy,  przygładzam je i trzymam tak przez 20 minut. 
 

W tym czasie można się zrelaksować i poczuć jak płatki przyjemnie chłodzą.
Mocno przylegają do skóry i nie zsuwają się.


Po ściągnięciu płatków wklepuję pod oczy pozostałości kwasu hialuronowego. Jest go tak dużo, że nawet można go wklepać w całą twarz. W dni, w które stosuje Hydrożelowe płatki, nie nakładam już kremu pod oczy, bo co za dużo to nie zdrowo.  


Przed

Po


Moje cienie pod oczami minimalnie się pomniejszyły, a zmarszczki spłyciły (gdybym miała lepszy sprzęt do robienia zdjęć, to zmiany te byłyby bardziej widoczne, więc musicie uwierzyć mi na słowo). Pewnie po regularnym stosowaniu efekty byłyby jeszcze większe, ale i tak jestem zadowolona.

Na pewno użyję tych płatków przed jakimś ważnym wyjściem. Hydrożelowe płatki pod oczy dobrze się spisały i na pewno jeszcze je kupię. Polecam je każdemu, kto chce wyglądać świeżo i ładnie pomimo ciężkiej lub nieprzespanej nocy.

A Wy jak sobie radzicie ze swoimi workami lub cieniami pod oczami? 


piątek, 22 maja 2020

Rossmannowe promocje

W końcu nadszedł dzień moich "wielkich" zakupów w Rossmannie. Jak na moje możliwości były to zakupy bardzo oszczędne ale to dlatego, że było tyle tych promocji, że ciężko mi się było zdecydować na cokolwiek. Stałam tak dłuższy czas pod półkami z kosmetykami i myślałam nad tym co mi się przyda najbardziej z przecenionych produktów. 




Bardzo mnie ucieszyła promocja -55% na produkty do makijażu, bo właśnie skończył mi się rozświetlacz do twarzy i przydałby mi się nowy korektor pod oczy. Dużo czasu spędziłam oglądając przeróżne rozświetlacze i korektory z różnych firm. W końcu kupiłam sobie serum do ust, które upatrzyłam sobie wcześniej w aplikacji Rossmann, ale jakoś nie miałam okazji wcześniej kupić. Skusiłam się też na hydrożelowe płatki pod oczy. 

Oto moje zakupy:


WIBO Diamond Illumination

Rozświetlacz prasowany za 11,99zł,
cena po promocji to 5,39zł

Opis:

"Nadaje wyjątkowy połysk i blask. Zapewnia świetlisty makijaż, usuwa oznaki zmęczenia."

Wybrałam rozświetlacz z Wibo, ponieważ używałam wcześniej bibułki matujące z tej firmy, które sprawdziły się świetnie. 
Mam nadzieje, że ten wyświetlacz idealnie idealnie podkreśli moje łuki brwiowe i kości policzkowe. Mam zamiar stosować go również jako cień do powiek, kiedy zdecyduję się na delikatny makijaż.
Liczę na to, że zamaskuje moje wszystkie oznaki zmęczenia i niewyspania.



Alterra 

Korektor pod oczy 5ml, za 10,99 zł
cena po promocji to 4,94 zł

Bardzo tajemniczy zakup, ponieważ producent nie rozpisuje się zbytnio o jego działaniu.Kupiłam ten korektor, ponieważ nie znałam wcześniej tej marki więc chciałam ją poznać. Zachęciła mnie do tego niska cena i mała pojemność, która jest idealna przy zakupie kosmetyku przeznaczonego tylko na wypróbowanie. 
Mam nadzieję, że ten korektor zamaskuje moje cienie pod oczami, które z natury mam duże.Ze względu na niską cenę, chciałabym żeby się sprawdził, bo chciałabym go kupić znowu.


AA WINGS OF COLOR

Serum powiększające usta Lip Push Up Serum
10 ml, za 23,49 zł
cena po promocji to 10,57 zł

Opis:

"Rozkosznie słodkie i pachnące serum do ust. Połączenie mikrocząsteczek kolagenowych i hialuronowych o właściwościach wypełniających - nawilża, wygładza, wypełnia usta dodając im objętości. Dzięki natychmiastowemu optycznemu uwypukleniu usta wyglądają na jędrne i większe. Serum przynosi natychmiastową ulgę suchej skórze, regeneruje i zapobiega pęknięciom ust. Formuła wzbogacona o ekstrakt różany zapewnia długotrwałe nawilżenie, ochronę i piękny wygląd ust. Przy regularnym stosowaniu, działanie wypełniające serum, sprawi, że usta staną się jędrne na długo. Produkt hipoalergiczny testowany klinicznie u alergików, polecany szczególnie cerze wrażliwej. Produkt certyfikowany, odpowiedni również dla wegan i wegetarian."

Jak już pisałam na początku, upatrzyłam sobie to serum wcześniej w aplikacji Rossmann. Do zakupu zachęcił mnie kwas hialuronowy w składzie, który zwiększa objętość ust. Byłam ciekawa jak sprawdzi się ten produkt, ponieważ do tej pory używałam serum do ust z firmy Eveline o podobnym działaniu. który sprawdzał się bardzo dobrze.
  Jednak zawiodłam się trochę, ponieważ zaraz po wyjściu ze sklepu posmarowałam sobie nim usta. Nie czuć było nawet chłodzenia, mrowienia ani pieczenia, które zawsze towarzyszą wszelkim kosmetykom powiększającym usta., a moje usta były małe i wąskie jak przed nałożeniem serum.
Trzeba jednak przyznać, że serum trzyma się długo na ustach i dobrze nawilża oraz ma piękny słodki zapach.


EFECTIMA

Hydrożelowe płatki na zmarszczki i "worki" pod oczami
jedna para na 5,49 zł
promocja -50% przy zakupie dwóch par: 5,49+2,74 zł = 8,23 zł 

Opis:

"By przywrócić blask skórze, nałóż schłodzone płatki i poczuj jak Twoja skóra pod oczami zaczyna się regenerować. Olej z róży oraz kwas hialuronowy znane są ze swych właściwości przeciwzmarszczkowych  oraz przeciwstarzeniowych, pomagają przywrócić blask i młodszy wygląd Twojej skórze. Natychmiast po zabiegu cienie stają się mniej widoczne, a skóra wygląda na wypoczętą i bardziej promienną."

Do zakupu tych płatków zachęcił mnie mój ulubiony składnik, czyli kwas hialuronowy oraz atrakcyjna promocja. Płatki te zawierają również olej z kwiatów róży, witaminy: B3, C, E, D-panthenol i wyciąg z nasion winogron. Takie płatki mogę być idealne przed wielkim wyjściem lub spotkaniem. Ja jednak nie zamierzam czekać więc zastosuję te płatki wcześniej bez okazji, bo jestem bardzo ciekawa ich działania. Musze tylko pamiętać żeby włożyć płatki do lodówki.


Tym sposobem za moje zakupy zapłaciłam 29,13 zł, zamiast 57,45 zł. Zaoszczędziłam 28,32 zł, które z pewnością też wydam na kosmetyki. Przez te promocję trochę matematyką zawiało na moim blogu. Dobrze, że mam na tyle ścisły umysł żeby ogarnąć ceny przecenionych produktów. Już nie tracę więcej czasu i zabieram się za malowanie moimi nowymi zabawkami.

I jak Wam się podobają moje skromne zakupy? Który produkt według was jest najlepszy?

środa, 20 maja 2020

Masło do ciała BIELENDA VEGAN FRIENDLY

Czy któraś z Was kupiła sobie kiedyś kosmetyk, którego nie używała przez długi czas i czekała na ten odpowiedni da niego moment? Ja właśnie tak miałam z kremowym Masłem do ciała z naturalnym masłem Karite (Shea) z firmy Bielenda z linii Vegan friendly. Nie używałam go, ponieważ miałam inne balsamy do ciała, którymi się smarowałam. Stwierdziłam, że dzisiaj go wypróbuję i podzielę się wami moją opinią.


BIELENDA VEGAN FRIENDLY
kremowe masło do ciała na naturalnym masłem karite
250 ml, zakupione w HEBE za 15,99zł


Masło do ciała Bielenda Vegan Friendly, jak sama nazwa wskazuje, jest przyjazny dla skóry, ponieważ jego składniki są pochodzenia roślinnego, testowane jest dermatologicznie i co najważniejsze, nie jest testowane na zwierzętach.

Jego główne składniki to: masło shea, naturalne kwasy omega 3-6 i witamina E. Dzięki nim skóra jest doskonale natłuszczona, nawilżona i uelastyczniona. Masło zmiękcza i koi oraz przywraca skórze właściwą kondycję, miękkość i gładkość. Oprócz tego jego główne składniki działają przeciwzmarszczkowo, chronią przed przed promieniami UV i przedłużają opaleniznę. Masło to będzie idealnym kosmetykiem dla mnie przez kilka następnych miesięcy, ponieważ lubię się opalać i zależy mi na tym żeby moja skóra zachowała jak najdłużej swoją opaleniznę.


Szczegółowy skład Masła do ciała Bielenda Vegan Friendly
 (mam nadzięję, że widoczny).


Masło do ciała z firmy Bielenda ma delikatny zapach, w sam raz dla osób, które nie lubią intensywnych zapachów. Idealnie przyda się w upalne dni, kiedy to mocne zapachy wydają się duszące. Można się nim smarować codziennie. Mam po nim bardzo gładką i miękką skórę, jednak do zapachu muszę się przyzwyczaić, ponieważ moje poprzednie masła i balsamy do ciała miały mocniejszy i bardziej intensywny zapach. 

Masło ma biały kolor,
mimo gęstej konsystencji łatwo się rozprowadza na skórze.

Jestem ciekawa czy to Masło sprawdzi się w przedłużaniu mojej opalenizny... Mam nadzieję, że tego lata będę miała miej oparzeń słonecznych, ponieważ często zapominam o typowych kremach do opalania z filtrem.

Masło do ciała Bielenda Vegan Friendly, a także szeroki wybór innych produktów do pielęgnacji dostępnych z tej linii znajdziesz TUTAJ.


Your Natural Side Olej z pestek moreli

Dzisiaj przedstawię Wam kolejny ciekawy naturalny olejek z pestek smacznych owoców, z którym nie miałam wcześniej styczności. Jego marka jes...

Popular Posts